Jak świat światem, człowiekowi od zawsze sen z powiek spędzała płciowość. Kocha czy nie kocha? Jeśli nie kocha, to co uczynić, żeby pokochał? A jak już pokocha, to czym: jemu męskości, a jej żywiołowości dodać? Wiara czyniła cuda, cóż więc radziły wierzenia, magia i medycyna ludowa na stosunki miłosne? Jakie ziele miłości zalecała…
Nagranie możesz obejrzeć/odsłuchać, klikając czerwony przycisk “play” na miniaturze poniżej, lub przeczytać transkrypcję tekstową pod spodem.
Jeśli podoba Ci się ten materiał, możesz wesprzeć mnie dobrowolną wpłatą w serwisie Patronite i tym samym dołożyć cegiełkę do powstania kolejnych publikacji.
Czym są afrodyzjaki?
Dzisiaj określamy w ten sposób substancje, które modyfikują poziom hormonów płciowych lub wpływają na syntezę dopaminy w mózgu, zwiększając popęd seksualny lub potencję. W tym znaczeniu afrodyzjaki dotyczą sfery głównie fizjologicznej i w mniejszym stopniu są powiązane z uczuciem. Dawniej zaś afrodyzjaki, określane mianem lubczyków, były przede wszystkim środkami o charakterze miłosnym, mające spowodować zakochanie się lub ukierunkować uwagę na konkretną osobę.
Skupmy się zatem na afrodyzjakach ludowych: specyfikach na pograniczu magii i medycyny ludowej. A te w głównej mierze pochodziły ze świata roślin.
Zioła w miłosnych zalotach używane
„Wreszcie mamy zioła przyspieszające albo zamężcie, albo też zbliżenie się i stałe pozyskanie kochanka lub kochanki, lub też rozerwanie stosunków. Tutaj zatem najcenniejszemi ziółmi są: bratki, głóg, leszczyna, lubszczyk…” – zdradzał Bronisław Gustawicz w wydanych pod koniec XIX wieku „Podaniach, przesądach, gadkach i nazwach ludowych w dziedzinie przyrody”. Bratki posiadały ponoć moc tak silnie do siebie pociągającą, że dziewczęta chcące się przypodobać i rozkochać w sobie kogoś, miały sokiem z ziela smarować brwi. Z głogu się wróżyło: w wigilię Bożego Narodzenia szły dziewczęta boso po witki, po powrocie do domu gospodyni liczyła – której z dziewczyn w rachunkach wypadła liczba nieparzysta, ta w nowym roku miała szykować się do wesela. A jeśli po drodze do lasu kwiat leszczyny upatrzyła (wszak największe magiczne właściwości posiadły te, co zakwitły w noc przed świętami), tym większe zapewniła sobie szczęście w przyszłym związku.
Poznaj moc rodzimych ziół: „Słowiańskie rośliny magiczne”
Ziele miłości: lubczyk
Lubczyk z kolei, „owe ziele miłości”, ma w ludowej magii serca bardzo długą historię. O stosowaniu rośliny na ziemiach polskich pisano już w XVI wieku. Najciekawsze jest to, że wierzenia przetrwały do czasów współczesnych! W Archiwum Etnoligwistycznym przy lubelskim Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej znajduje się na temat lubczyku na przykład taki tekst: „No jak kawaler jakiś przychodził, to mu dała lubczyku, żyby on się już ożenił. No i on tak latał za nio aż się ożynił”. Wspomnienie to badacze zanotowali w badaniach terenowych pod koniec zeszłego stulecia (sic!).
Wiara w magiczne zdolności lubczyku była bowiem wszechpotężna. Z odwaru przyrządzano napoje miłosne, suszone liście rośliny noszono przy sobie albo po kryjomu wszywano ukochanym za kołnierz (lub w wersji uproszczonej – dorzucano do jadła), małe dzieci kąpano w lubczykowych naparach dla powodzenia w przyszłych małżeństwach, pannom młodym przyczepiano lubczyk do sukien, a starszym związkom zalecano spożycie rośliny dla podniesienia libida.
Oczywistym jest, że lubczyk wchodził w skład wianków wyplatanych przez dziewczęta na specjalne okazje: ślub, Kupalnockę, Matki Boskiej Zielnej. To był dopiero popis magii miłosnej! Każda jedna roślina w wieńcu była po coś. Każda jedna wnosiła jakiś symbol! Lubczyk miał wzbudzać miłość. Bylica złu się sprzeciwiała i złorzeczenia powstrzymywała. Rozchodnik. Aby pary powstały trwałe i nie myślały o rozchodzeniu się. Obowiązkowo macierzanka, bo od burz życiowych chroniła. Werbena, zwana koszyczkiem, co ją wykopywano raz do roku „w czasie wschodu planety Wenery”, miłość pobudzała. Ruta, aby nieść ją na główce do upragnionego zamęścia, a nie siać w kolejnym roku w ogródku, czekając na kawalera. Rozmaryn, co mimo wszystko rozsądku pilnował i nie pozwalał w miłości się zatracić. W wieńcach ślubnych nierzadko widziano paproć. Miał to być najlepszy sposób na zapewnienie szczęśliwego małżeństwa. Pod warunkiem, że pan młody w swoim bukieciku również miał kilka listków.
Małżeństwa dobre pożycie zapewniające
O tym, że życie to nie bajka i nie kończy się w momencie ślubu słodkim „i żyli długo i szczęśliwie” najlepiej świadczy układ w dawnych zielnikach. Szalenie ważne miejsce zajmowały w nich bowiem rozdziały zatytułowane „Aphrodisiaca”. Spisane tam środki miały zaradzić na bolączki, które dotykały człowieka w małżeńskiej alkowie.
„Panie albo niewiasty we Włoszech dają mężom korzeń z lisich jajek, starty na proch z mlekiem koziem, dla pobudzenia chciwości cielesnej”- pisał Józef Rostafiński w „Zielniku czarodziejskim”. Lisie jajka, którymi ze względu na jajowaty kształt bulwek nazywano storczyki, były niezwykłą gratką dla małżeńskiego pożycia – o ile się wiedziało, jak z dobrodziejstw rośliny korzystać. Otóż, jak pisze dalej autor, storczyki „mają dwie bulwki, z których jedna młoda i jędrna daje pęd kwiatonośny, druga, która kwitła w roku zeszłym, jest zwiędła; po przekwitnięciu stara bulwa marnieje ze szczętem, latosia wydaje nową na następny rok, w którym sama stanie się zwiędła i zmarniała”. A więc rzeczoną chciwość cielesną pobudzała mikstura z młodego korzenia. Stary przeciwnie, działał jak anafrodyzjak.
Ale nie dość to! Storczyk „nie tylko pity, ale przez wąchanie i noszenie w ręku jest aphrodisiacum”.Podobne właściwości przypisywano dawniej szeregowi roślin. Już sama ich obecność w przestrzeni człowieka miała zapewniać wigor i powodzenie w sprawach alkowy. Krzaczek bylicy bożego drzewka wystarczyło położyć pod poduszką. Niezwykłą moc pobudzania miał noszony przy sobie korzeń arcydzięgla. O ile został nakopany „pod Bykiem”, czyli między 19 kwietnia a 20 maja. Przez samą swą woń pobudzać miała ruta zwyczajna, ale wyłącznie kobiety!
Ziele miłości: zapaliczka
Za jeden z najsilniejszych afrodyzjaków uważano zapaliczkę, roślinę pochodzącą z basenu Morza Śródziemnego. Lepiej przedstawi ją pewna historia – absolutnie historycznie prawdziwa.
Otóż jednym z najbardziej nieszczęśliwych w małżeństwie władców był prawdopodobnie Stefan Batory. Ożeniony w wieku 40 lat z 10 lat starszą od niego Anną Jagiellonką – nie dość, że starą panną, to też dewotką. Co summa summarum, jak podkreślają biografowie, złożyło się na dość trudne przymioty psychiczne małżonki. Królowa dodatkowo cierpiała na rozległą próchnicę zębów i zaawansowane zmiany reumatyczne. Ograniczało to sprawność fizyczną, dostarczało niebywale nieprzyjemnych wrażeń węchowych i bynajmniej nie ułatwiało szczęśliwego pożycia małżeńskiego.
Czyżby zepsucie małżeńskie było skutkiem niecnych czarów?
Żyjący i aktywnie działający w owym czasie Syreniusz miał na tego rodzaju magiczną przypadłość równie magiczny sposób. Odpowiedniego dnia („gdyby miesiąc w dziesiątym domu był w stopniu jedenastym Lwa niebieskiego a Wenus w Wadze”) należało wykopać korzeń wspomnianej już wcześniej zapaliczki. Następnie surowiec związać po trzy, każdy pęk umieścić w osobnej czystej chustce i zawiesić małżonkom na szyjach po takim talizmanie.
Jeśli ten sposób nie pomógł, sięgano po mocniejszy. Ziele zapaliczki ucierano z solą i pieprzem na proszek, który małżonkowie mieli dodawać do posiłków. On dzięki temu zyskiwał mocną erekcję, ona – wymierne korzyści…
Zielnik proponował też alternatywną kurację…
Istniała specyficzna roślina z rodzaju zapaliczek, mianowicie zapaliczka cuchnąca, zwana też smrodzieńcem lub czartowym łajnem. Miało opinię najmocniejszego afrodyzjaku tamtych czasów. Rosło w Persji, skąd do Europy przypływało w postaci gęstego soku pozyskiwanego z korzenia. Ponoć fetor tego specyfiku był na tyle mocny, że na czas transportu marynarze przywiązywali naczynia wysoko nad masztem. Nie wiadomo jak kochankowie reagowali na odór przypominający nieświeży czosnek zmieszany z zapachem cebuli. W każdym razie sok z korzenia zapaliczki cuchnącej mieli mieszać z bobrowym sadłem. I spodziewać się efektu w postaci wyśmienitego pobudzenia umożliwiającego „zapadnienie dziećmi”.
Nie wiadomo do końca, jaki skutek odniosła kuracja w przypadku Stefana Batorego i Anny Jagiellonki. Wiadomo, że małżonka na ślubnym kobiercu stanęła po menopauzie, więc do dzieci już skora nie była. Z kolei król przy byle okazji uciekał przed Jagiellonką na wojnę. Jednak jak głoszą plotki, choć małżeństwo zostało skonsumowane, to współżycie ograniczyło się do kilku razy w ciągu 10-letniego związku.
Odwrócić czar
Istniał też sposób na odwrócenie miłosnych czarów. Gdy ktoś poczuł, że wbrew jego woli zastosowano na nim magię ziół, miał czym prędzej wykąpać się we wrotyczu! To odwracało działanie ziela miłości!
Zanim uciekniesz do swoich spraw…